Versace pour Homme - Szałwii szał
Versace mnie zaskakuje. Dosyć niesympatycznie zresztą. Raz wypuszcza takiego „Dreamera”, w którym jest pomysł ale wykonanie psuje cały efekt, innym razem pięknie się rehabilituje i możemy się zawąchiwać w bardzo dobrym „Man”-ie. A tym razem spotkałem się z kolejnym zapachem tego kreatora, mianowicie nazwanym po prostu „dla mężczyzny” (pour Homme). Zobaczmy, czy zgodnie z logiką znowuż będzie to rozczarowanie, czy może miłe zaskoczenie?
Otwarcie jest… dziwne. Słodkie, cytrusowe, proste i chyba niezbyt zachęcające. W zasadzie nie ma tu o czym pisać, pachnie bo pachnie, ale dajemy szansę sercu, które przychodzi bardzo szybko - już po paru minutach. I pojawia się zabójczy duet: szałwia i pelargonia, a także cytrynka, która początkowo stara się przebić, ale szybko kapituluje i chowa się w tle, żeby po kilkudziesięciu minutach zgasnąć zupełnie. Na placu boju pozostają tylko dwie bohaterki…
Szałwia i pelargonia to wyjątkowo męskie „kwiaty”, ich aromat jest ciekawy i często wykorzystywany w zapachach, ale jako tło, lub pikantny szczegół, oparcie całej konstrukcji tylko na nich jest bardzo ryzykowne. A tu właśnie z tym się spotykamy. Nachalną szałwią i nie mniej bezczelną pelargonią. I wcale nie jest to miłe, ani nawet ładne. Cała konstrukcja tej wody to taniec tych dwóch akordów, które pojawiają się w sercu i gibają się aż do końca, a zmiękczacze z nuty bazy, co prawda delikatnie rozmywają tę dość wyrazistą woń, ale nawet pod koniec nie staje się ona piękna, może co najwyżej „ładna”, jednak w bardzo pospolity sposób. Zresztą zasługa to głównie bobu tonka, który jest light’ową (i tańszą) wersją wanilii.
Co więc tu mamy? Wyrazisty męski zapach, niezbyt finezyjny, niezbyt ładny, niezbyt interesujący. Wszystko co oferuje pokazuje od razu, nie skrywa w sobie żadnej tajemnicy, intrygi… prostota w każdym calu, zahaczająca o prostactwo.
Dla kogo? Raczej dojrzałego faceta, z pewnością nie młodzika. Ktoś na pewnym portalu napisał, że ma nutę podobną do Allure Homme Sport. Cóż… pogratulować fantazji. Co prawda w składzie pierwszej nuty są podobne składniki, jednak zapach zupełnie inny. Trwałość mizerna – ok. 3h lekko wyczuwalny, potem już tylko blisko ciała. No i niezbyt tani. Powtarzając pytanie „dla kogo?” odpowiadam uczciwie – nie mam bladego pojęcia. Ale chyba dla kogoś wyjątkowo niewymagającego.
Tak się zastanawiam, czy tej wielkiej firmie z tradycjami także w branży zapachowej, brakuje pomysłów? Ani ta woda bowiem ciekawa, ani oryginalna, ani nawet zwyczajnie ładna. Kolejne więc rozczarowanie. Miejmy nadzieję, że zgodnie z tą wspomnianą we wstępie logiką, następny zapach od Versace będzie co najmniej dobry.
Nie polecam i odradzam.
Umysł: bergamotka, neroli i liście pomarańczy.
Serce: cytryna, pelargonia i szałwia.
Podstawa: drzewo cedrowe, ambra, bób tonka i piżmo.
Komentarze
Brak komentarzy